niedziela, 22 stycznia 2012

Skrojone pod Żuka

Wzięliśmy na warsztat dach. Szybka przejażdżka driftem do marketu (tak by the way to Liroj wysiada przy Kasto, jego jedynym atutem jest niewielka odległość od naszego HQ. Asortyment słaby.). Listwy, wkręty, taśma dekarska, płyty na wymiar. Kasa. W drogę.

Nie do końca, bo byliśmy strasznie głodni. Zahaczyliśmy o kurczaka. Podjeżdżając do drivethru musiałem zgasić silnik, ze względu na hałas uniemożliwiający złożenie zamówienia. ;) Problem w tym, że gdy je odebraliśmy Żuk postanowił, że nie odpali… Przy akompaniamencie śmiechu personelu i pomocy kierowców z rosnącej za nami kolejki zepchnęliśmy pojazd na bok. Auto było ciepłe, gaz w butli jest, a on się uparł, że nie odpali i już. Po około pięciu minutach zatrybił! Trochę zdezorientowani, ale szczęśliwi, nie czekając na nic ruszyliśmy…

W tym momencie usłyszałem głośny huk, Barana krzyczącego „Stój! Stój!" i łoskot rzeczy wysypujących się na asfalt. Okazało się, że ni z tego, ni z owego Żuk postanowił otworzyć dolną część klapy i samoczynnie się rozładować. Tam pod kurczakiem… Oczywiście zgasł.

Towar na szczęście nie uległ zniszczeniu, ale samochód permanentnie odmówił odpalenia na gazie. Pozostało przełączyć go na benzynę i próbować do skutku. Przed odpaleniem ręcznie pod pompowałem paliwo do gaźnika, Baran usiadł za kierownicą i zacisnęliśmy kciuki.

Zagadał od razu. Bez problemu. Ruszyliśmy. W trakcie drogi powrotnej postanowiłem sprawdzić czy pójdzie na gazie i w trakcie jazdy zmieniłem rodzaj paliwa. Nawet się nie zająknął. Jak by się nic w ogóle nie stało. Wniosek: instalacja gazowa do przeglądu.

Po przedłużonej podróży, ale z pełnymi żołądkami wzięliśmy się do pracy, zanim jednak mogliśmy zrobić cokolwiek, należało osuszyć dach, na którym, od środka skrapla się woda. Praca to była mozolna, bo ledwo osuszyliśmy przęsło, a już na jego początku zbierała się woda. Suszara chodziła non-stop. 


Wykleiliśmy dach taśmą dekarską, której starczyło co do centymetra. Na całą przestrzeń pasażerską potrzeba dokładnie 10m bieżących taśmy o szerokości 30cm. Tyle ile jest w rolce. Efekt jest zauważalny. Nie testowaliśmy podczas jazdy, ale dach wyraźnie przestał dzwonić. 



Następnie do poprzecznych żerdzi przykręciliśmy listwy, do których przymocujemy podsufitkę.


Na tym skończyliśmy. Najtrudniejsze – w moim mniemaniu – zadanie zostawiliśmy na następne spotkanie. Musimy zamontować laminowane płyty HDF, które będą pełniły rolę właściwej podsufitki. Zadanie będzie o tyle trudne, że chcę to zrobić tylko z 2 kawałków płyty przedzielonej wzduż auta, a do specjalnie elastycznych ten materiał nie należy.

P.S. W tygodniu powinniśmy mieć długo wyczekiwane kanapy! :)

2 komentarze: