wtorek, 19 czerwca 2012

C.K. Los Żukeros

W ramach podziękowania naszym darczyńcom udaliśmy się do Twierdzy Modlin na sesję zdjęciową, obrandowanego już Żukersa. Nie obyło się bez przygód, o których kilka słów na końcu wpisu.






Wyjazd połączyliśmy z wycieczką krajoznawczą. Zapakowaliśmy się w siedem osób i ruszyliśmy o 12… No właśnie, ruszyliśmy. Szybko spostrzegliśmy jednak, że nie mamy w przednim kole powietrza… ani wentyla. Okazało się, że przez niewłaściwy rozmiar opony dętka została wciągnięta i zmielona wewnątrz koła. Szczęście w nieszczęściu, że niewymiarowe opony były runflatami dzięki czemu udało nam się dojechać do pobliskiej wulkanizacji i tu pojawił się kolejny problem. Właściciel oznajmił nam, że samochodów dostawczych nie robi. Na nic zdały się wyjaśnienia, że jest to auto osobowe. Gburowaty, tęgi, zarośnięty jegomość był nieugięty. Pasażerom szybko zorganizowaliśmy przymusowy czas wolny, i we dwóch z Krzyśkiem udaliśmy się do kolejnej wulkanizacji. Tutaj również nie mięliśmy szczęścia, ponieważ jedyny obecny pracownik magazynował akurat nową dostawę opon. Na pytanie „Czy nam pomoże?" odpowiedział tylko „Czy poprzenosimy za niego opony?". Bez namysłu odpowiedzieliśmy „Tak!". Najwyraźniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo na szybko sklecił odpowiedź w stylu „Ja to muszę zrobić sam…". Prościeł było powiedzieć „Dajta mje spokój!". Pojechaliśmy dalej… Surprise, surprise, znowu pech. W trzecim już wulkanie usłyszeliśmy, że jest już godzina 14, a oni pracują przecież do 13 , i że widzą, jaka jest sytuacja ale ich to nie obchodzi. Koniec i bomba, kto ma flaka ten trąba. My jednak nie należymy do tych co się poddają, po za tym obiecaliśmy pozostałym wycieczkę do Modlina. Próbujemy dalej i tym razem sukces. Przemiła obsługa, pogaduszki z właćicielem, tylko kawki i ciasteczek brakowało. Koło naprawione. Zgarnęliśmy pozostałych i już bez przygód podążyliśmy w kierunku Twierdzy. Fajnie było, a po powrocie złapaliśmy kolejnego flaka. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz