Obejżeliśmy auto…
… stan ogólny słaby w porywach do bardzo słaby. Gdzieniegdzie rdza utworzyła dodatkowe otwory wentylacyjne, opony są sparciałe, podobnie jak miękkie przewody hamulcowe, ogrzewanie nie działa, zaniedbane wnętrze w opłakanym stanie, wyblakły, brzydki lakier, żaden z zamków w drzwiach nie działa, reflektory świecą jak chcą, jeden w kosmos, drugi w bok, no i ten ohydny pas brązowej farby zabepieczającej przed korozją!
Instalacja gazowa jest… i całe szczęście bo samochód ma niesprawny układ paliwowy… od dwóch lat! Strach się bać co tam drzemie w baku, który jest do połowy pełny.
Nie zrażeni decydujemy się na jazdę próbną… auto nie odpala. Chyba nici z transakcji.
Szybka diagnoza: Wskaźnik na butli wskazuje głęboką rezerwę więc nie ma gazu lub akumulator (od dawna już czarny) padł.
Działanie: Syn gospodarza wskakuje w Golfa MkII i pruje polną drogą do najbliższej, lokalnej stacji (przypomnę, że jest już po północy). W tym samym czasie starszy podłącza akumulator do prostownika. Czekamy.
Po 30 minutach młody wraca z rekonesansu… stacje zamknięte. Jedyna nadzieja w prądzie.
Czekamy jeszcze chwilę i podejmujemy próbę. Po kilku minutach rozbrzmiewa (wątpliwie) przyjemny warkot silnika. Udało się. Czas na przejażdżkę.
Wskakujemy na pakę, prowadzi gospodarz. Wrażenia – bardziej pod wpływem emocji – nieprzeciętne. Chcemy go mieć, ale najpierw musimy posmakować jazdy za kółkiem. Zostaję ja (Czuczek), Jarzyn i gospodarz. Siadam za kółkiem i obieramy kurs na napewno czynny „CPN" w pobliskim miasteczku.
Auto ledwo się toczy. Wskazówka prędkościomierza lata jak szalona i wskazuje prędkość między 0-60 km/h. Naocznie stwierdzam nie jedziemy nie więcej niż 40. Samochód nie chce jechać szybciej. Instalacja musi być skręcona na maksa. Dojeżdżamy na stację, tankujemy, w kasie zostawiamy Kazimierza III Wielkiego. W miedzy czasie gospodarz reguluje trójnik aby dodać Żukowi mocy. Wracamy. Za kierownicą Krzysiek, wyraźnie podekscytowany, bo auto stało się żwawsze.
Pozostaje tylko jedno pytanie „Brać, czy nie brać?"
Brać!
Nie okazując zbytniego entuzjazmu idziemy negocjować. Gospodarz kręci nosem jak może, ale w końcu przystaje na kompromis. 1000 Polskich Nowych Złotych. Spisujemy umowę. Ściskamy sobie dłonie i wychodzimy.
Jarzyn, Baran i Darek wskakują do Żuka. Ja i Baflo prowadzimy drugie auto. W drogę!

Los Żukeros - Żuk Adwenczer Rejli Tim. Pięciu niestrudzonych śmiałków i Żuk. Żuk pospolity, zardzewiały. Napędzani zapałem i dużą dawką miksu optymizmu z dobrym humorem, własnym trudem remontujemy nasz wehikuł. Brzydkie kaczątko przerabiamy na radosnego, marchewkowo pomarańczowego campera! Wszystko po to aby wraz z innymi, podobnymi zapaleńcami wyruszyć na Złombol 2012! Cel jest szczytny. Uśmiechy dzieci z domów dziecka, gdyż Złombol to również impreza charytatywna :) No to jazda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz