Jeszcze więcej rdzy, również na elementach podwozia. Jeszcze bardziej zapuszczony, jeszcze bardziej niesprawny, jeszcze bardziej smutny, ale nasz. Z każdym kolejnym piwem coraz bardziej.
Najważniejsze, że jeździ, reszta to betka. Nic z czym byśmy sobie nie poradzili. I tak zaczęły się rundki po działce, w końcu każdy chciał się przejechać.
„Debatowanie", grillowanie, muzykowanie (na czym się dało, głównie na garnkach) przeciągnęło się do późnej nocy, aż w końcu polegliśmy. Ze zmęczenia oczywiście. Niektórzy w Żuku, inni w cudem rozstawionym namiocie.
Nie pamiętam co tego wieczoru ustaliliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz