niedziela, 19 sierpnia 2012

Los Żukeros vs El Alternatoro

Kiedyś Żuk jeździł dla elektrowni. Dziś mamy elektrownię w Żuku!


Mimo, iż Żuczyna z dnia na dzień nabierał kształtów i stawał się coraz bardziej niezawodny, wiecznie rozładowany akumulator (a przecież kupiony raptem rok temu) i widmo zabawy z kablami rozruchowymi przy co drugim odpaleniu, nękały nas niczym windykatorzy z Providenta. Ostatnimi dniami wystarczyło już tylko kilka dłuższych chwil postoju z cicho grającą w tle muzyczką, by skutecznie unieruchomić Żuka... Jednocześnie odbiorników prądu w aucie ciągle przybywało, a zasilanie 230V, GrajStation z monitorem i wzmacniacz audio, zaczęły stawać się coraz bardziej kluczowymi i coraz częściej włączanymi urządzeniami. Panu Stanisławowi projektującemu Żuka, nawet po flaszce Czerwonej Kartki zagryzanej rolmopsami, nie śniło się, że jego potężny 700W generator może nie sprostać wyzwaniu. Przecież w Żuku radio Safari 'ciągnie' raptem kilkanaście watt, a na pace jadą tylko kartofle! Tymczasem nasz skromny alternatorek Pana Stasia przegrywał w nierównej walce z pobierającymi łącznie po kilkanaście amper zdobyczami dzisiejszej techniki, próbując ładować akumulator 80Ah prądem nadającym się conajwyżej do motocykla (3-5A max). I nawet ich odłączenie mu nie pomagało – biedak musiałby ładować ten akumulator przez 20h non stop, by naładować go w 100%...

Pewnego dnia w głowie Barana zakwitł pomysł – a gdyby znaleźć coś, co daje więcej prądu?

Po krótkim wyszukiwaniu na pewnym, doskonale wszystkim znanym portalu aukcyjnym, oczom ukazała się aukcja pana demontującego części ze swojego starego, ponad dwulitrowego Audi 80... i w tym sprawny alternator o mocy 1,7kW za niecałe 70zł z przesyłką! 1700W? Wooow! Toż to mikroelektrownia! I za taką kasę? Bierzemy!!

Po 2 dniach oczekiwania na przesyłkę, nasz El Alternatoro przyszedł. Taraaam!


Po krótkiej euforii, niestety szybko okazało się, że Bosch nie ułatwił nam sprawy. Alternator używał zupełnie innego pasa napędowego niz ten Pana Stasia, miał inny rozstaw mocowań... i nawet był zaprojektowany, by kręcić (i chłodzić) się w totalnie przeciwną stronę, niż ten żukowy. Ogólnie, to trochę klops... ale zaraz coś się wymyśli ;) Wątpliwości było wiele - choćby, czy zwyczajnie nie przegrzeje się, skoro jego układ chłodzący jest przystosowany do obrotów w drugą stronę? Czy dopasujemy mocowania? A co z kołem pasowym? Żukowe przecież nie pasuje...

Szybko okazało się jednak, że koło pasowe od starego Opla Corsy pasuje zarówno do niemieckiego alternatora jak i żukowego paska, co więcej, mając mniejszą średnicę niż żukowe, będzie kręcić się szybciej, dając więcej prądu na wolnych obrotach. A mocowania to sobie jakoś dorobimy szlifierką, spawarką, wiertarą... i dystansami z podkładek. ;)

Czym prędzej zamówiłem koło od Opla i w sobotnie popołudnie przystąpiliśmy z Przeszczepem do dzieła. Szybki, powstały na pół-spontanie plan zakładał:
• spuszczenie płynu chłodniczego i demontaż chłodnicy, by dostać się do alternatora;
• demontaż alternatora p. Stasia;
• wykombinowanie nowych mocowań i dopasowanie koła pasowego pod alternator z Audi;
• instalację germańskiej elektrowni w miejsce stasiowego dynama;
• poskładanie tego wszystkiego z powrotem w całość i modły do żuczych bogów, by raczyło zadziałać :P

„Zakładał", bo już na pierwszym etapie okazało się, że nie mamy żadnego naczynia zdolnego pomieścić 7 litrów żukowego chłodziwa, a do dopasowania koła pasowego brakuje nam podkładek. Szajse. Na szczęście szybka wycieczka motocyklem do Obi nieopodal, sprawiła, że za kwotę 7 PLN zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami srebrnego 10l wiaderka z dziobkiem i upragnionych metalowych kółeczek, które od razu trafiły pod oplowskie koło pasowe, idealnie je dopasowując do alternatora z Audi. Jupi!

W międzyczasie Przeszczep zmagał się ze spuszczeniem płynu z chłodnicy.


Poszło całkiem sprawnie i już kwadrans później przystąpilismy do jej demontażu. Po krótkich perturbacjach z wężykami, wiatrakiem i żaluzją , udało nam się ją całkiem sprawnie wyjąć. Stary, zagrzybiały alternator również nie stawiał oporu. Zresztą – w sumie już długo dawał znaki, że ma dość ;)


Następne 5 godzin upłynęło na wymyślaniu mocowań, mierzeniu, wierceniu, szlifowaniu, przeklinaniu, 2 kolejnych wyjazdach do sklepu po śruby i podkładki, czyszczeniu alternatora od Audi ze zdechłych os i słomy (?!), zarabianiu nowych złączek na kablach... i przerwie na WieśMac'a. ;)

Po kilku godzinach walki, z przerobionych elementów starego mocowania, uciętego ucha od starego alternatora i kilku podkładek udało się wyrzeźbić całkiem zgrabne trzymadełko, które w razie „W" ciągle będzie też pasować pod standardowy, stasiowy alternator. Kilkanaście minut później, germański kraftwerk wisiał już, solidnie zamocowany, tuż obok żukowego serducha.


Było już ciemno, gdy w końcu mogliśmy zacząć składać Żuczynę z powrotem w całość. Po – o dziwo – szybkiej i sprawnej instalacji chłodnicy, z duszą na ramieniu postanowiliśmy sprawdzić, czy to ustrojstwo wogóle działa i czy nic nie pójdzie z dymem.

Podłączyłem woltomierz do akumulatora, a Przeszczep mierzył wzrokiem amperomierz w kokpicie.
1..2..3... i nie odpala... A niech to...
Przyczyną szczęśliwie okazał się płatający nam już wcześniej figle obluzowany bezpiecznik od instalacji gazowej. Jedna maluteńka podkładeczka włożona między bezpiecznik a jego gniazdo rozwiązała problem i wróciliśmy do punktu wyjścia.

Ponownie, z duszą na ramieniu spróbowaliśmy odpalić Żuka. Czy pasek napędowy jest prosto? Czy nowe mocowanie wytrzyma? Czy stare kable wytrzymają dużo większą moc? I czy ten Bosch wogóle działa? W domu nie mieliśmy jak go wcześniej sprawdzić, a nowy nie jest... i w dodatku prostownik w nim był zapchany słomą i zdechłymi osami :P

1..2..3... wrruuum!
Szybkie zerknięcie na woltomierz i… napięcie ładowania 13,6V! Super! Stary alt rzadko kiedy przekraczał 13V. Amperomierz – ładowanie na poziomie 15A – wooow! Ale moc! Toż to 3x prąd stasiowego altka! Patrzymy na pasek klinowy - idzie prosto, nie spada, nie świszczy. Kable - lekko ciepłe, ale nie gorące. Alternator – chłodny. Jednym słowem – TO ŻYJEEEE!!!!! Hurraaaa!!!

No to mamy teraz w Żuczku małą elektrownię i 1,7 kW mocy do dyspozycji :) Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy teraz podłączyć do Żuka 5 komputerów stacjonarnych lub 15 laptopów... lub nagłośnienie dla małej sceny...  i ciągle by ładował! Ale póki co, wystarczy nam, że działa wzmacniacz i Playstation, mamy zapas, możemy podłączyć jeszcze masę sprzętu i... (chyba) już nie musimy się obawiać o akumulator :)

Po cichu trzymamy kciuki, by cała ta konstrukcja się nie rozpadła gdzieś po drodze, ale póki co... To jest to! Dawno nie czułem takiej satysfakcji  z dobrej roboty :)

Dzięki, Przeszczep!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz